Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

I grzeszny, jak nikt z ludzi,
Coś mi się w sercu budzi,
Jakby zadrgnięcie ducha,
Jakby jakowaś skrucha
I strach mnie bierze w kleszcze!
O jedno proszę jeszcze:
Gdy będziesz wracał z piekła,
Wstąp do mojej izbiny
I powiedz, jaką mękę
Dla mnie przygotowała
Złych szatanów ćma wściekła?
Przyrzekasz mi? Daj rękę!“

Słońce na niebie pała,
Złoci leśne krainy.

Kleryk przyrzekł i rusza
Podnosząc głos do Boga,
A Madej z lęku siny
Pogląda za nim z proga...

Ocknęła się w nim dusza...




JAK KLERYK DO PIEKŁA ZASZEDŁ
I JAK W NIEM MADEJOWE ŁOŻE OGLĄDAŁ.


Wędruje sobie kleryk może rok i dwa może, aż ci tu ryk, czy nie ryk? Jak wilki ktoś zaorze; jak stado bestyj w zimie, gdy ziemia w śniegu drzemie, a wilki wyją z głodu od wschodu do zachodu. A to tak djabli właśnie ryczeli w ognia blasku. Niechże ich piorun trzaśnie! To narobili wrzasku! Myśli kleryk: „Już widać, blisko wrota piekielne,“ a że chłopczysko dzielne, (mógłby się w wojsku przydać!), więc nic się nie przestrasza, tylko zamiast pałasza, jak broń od djablej roty, dobył „Ołtarzyk złoty“ i modli się najszczerzej. Wtem kusy djabeł bieży: kuśtyk, kuśtyk, do chłopca: „Waść tu persona obca, nie do piekla ci droga! Czego chcesz od nas? Prędzej! Brylantów, czy pieniędzy?“