Patrzy biskup zdumiony, źrenicom niedowierza, przypomniał owe strony, przypomniał czas miniony, moc cudowną pacierza i piekło — i to łoże... „Toć-to Madej! Mój Boże! Litość Twoja, jak morze, nie zgłębiona!“
I z łzami cną się chyli osobą: „Łaska Boża nad tobą, łaska Boża nad nami! Madeju! spojrz mi w oczy! To ja! kleryk ubogi... Szykuj duszę do drogi, ona w błękit wnet skoczy! Nie błagałeś daremno! Wyznaj grzechy przede mną!
A wraz z nich oczyszczony
Fruniesz w niebieskie strony.“
Stary zbój się spowiada,
Szeptem grzechy swe gada,
A, co który wymieni,
Jabłko w złocie, w czerwieni,
W gołąbka się zamieni.
Lecą za chmurek rąbki,
W srebrzystej zawierusze, —
Ach, to są nie gołąbki!
To pomęczonych dusze!
Ostatnie uleciało
Jabłuszko — gołąbeczek
I w proch, — w szary proszeczek
Ciało się rozsypało.
A Madejowa dusza
W błękit za niemi rusza
I pod tron Boga wzlata,
Odkupiona, skrzydlata...
Tak Madej zszedł ze świata...