Gorzkiemi się łzami zalała dziewczyna;
Ach! już uderzyła dwunasta godzina!
Dobrej chrzestnej matki czary się skończyły, —
„Ale ten królewicz jaki śliczny, miły!“
Piechotą do domu Kopciuszek powraca,
Gdzie ją w brudnej kuchni czeka ciężka praca,
Pranie, prasowanie, ognia rozpalanie,
Pajęczyn zmiatanie, talerzy zmywanie.
Idzie łąką, polem, idzie gęstym borem,
Aż tu widzi cmentarz za królewskim dworem,
Tam jej droga mama w cichej śpi mogile...
„Pójdę — i na grobie pomodlę się chwilę...“
Klęknęła Różyczka na grobowcu matki,
Gdzie przez nią sadzone rosną wonne kwiatki.
Oczy w łzach srebrzystych podnosi do Boga,
A z błękitu na nią patrzy mama droga...
Powracają z balu księżna i jej córki,
Ale na ich czołach jakieś ciemne chmurki,
Niekontente z uczty, ani z królewica;
Humor im popsuła nieznana dziewica!
„Kto to mógł być taki?“ jedna drugiej pyta,
„Chyba jakaś dama wielce znamienita!“
„Ale też królewicz kręcił się koło niej!“
„Czyż to cud piękności!“ „Gdzie tam! Niech Bóg broni!“
„Co on w niej zobaczył? Chyba stracił głowę?“
„Oczy za niebieskie!“ „Usta za różowe!“
„Nóżki nazbyt małe!“ „Włosy nazbyt duże!“
„Nic osobliwego w całej tej figurze!“