„Gwałtu! Rety!“ Zbóje krzyczą
I zmykają, który może!
Potem z płaczem rany liczą
Gdzieś w podziemnej swojej norze.
A Jaś kosę obtarł trawą,
By znów miała połysk stali. —
I ochoczo, dziarsko, żwawo,
Do potoku biegnie dalej...
Idzie, idzie Jasio chwat,
Coraz nowy przed nim świat,
Ludne miasta, ciche sioła
I znów puszcza dookoła.
Aż gdy minął cały rok,
Zaszedł w taki leśny mrok,
Że ni w prawo, ani w lewo,
Kędy stąpnie: buch! o drzewo!
Plunął w garście, kosę wziął,
Ciął na lewo, w prawo ciął!
Wali brzozy, sosny, buki,
Stare dęby tnie na sztuki.
Wtem buchnęły krwawe skry,
Ryk się rozległ: Czy to lwy?
Czy to żubry, czy niedźwiedzie?
To na smoku djabeł jedzie!
Obaj ryczą, obu im
Leci z pyska ogień, dym!
„Cóż to?“ — wrzeszczą z całej mocy —
„Będziesz budził nas po nocy?