Strona:PL Artur Oppman - Polski zaklęty świat.djvu/098

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż gdzie drzewek zrzadka,
Patrzy: stoi chatka,
Śliczna, mała, biała,
Na polance stała.

Kryty słomą daszek,
A na dachu ptaszek,
Barwny jak z obrazka:
Szczygieł, albo kraska.

Ptaszek dziób otworzy
I tak zagaworzy:
„Niech zobaczy Śnieżka,
Kto w tej chacie mieszka?

Proszę wejść do środka,
Złe cię tu nie spotka,
Będziesz żyła z nami,
Z ptaszkiem, z karzełkami.“

Śnieżka drzwi odmyka
Rączką swą maleńką
I do alkierzyka
Wchodzi cichuteńko.


W izbie nie było nikogo, ale na stoliku zobaczyła Śnieżka dziesięć nakryć maleńkich, jak zabawki dla lalek. W kuchence palił się ogień pod blachą, a na blasze stało kilka garnków z potrawami. Śnieżka zajrzała do nich ciekawie: w jednym gotował się rosół, w drugim pachnące kartofelki, a w trzecim dusił się smakowity zajączek, podlany śmietaną.
Śnieżka dopilnowała obiadu, podlała jeszcze zajączka śmietaną, która stała na oknie w dzbanku, wyszumowała rosół i wyjęła na miskę ugotowane już kartofle, a gdy zegar ścienny uderzył dwunastą, otworzyły się drzwi i do chaty wbiegło dziesięciu karzełków. Maleńcy byli, nie wyżsi nad pół łokcia, ale brody mieli długie i siwe jak starcy. Odziani byli w kolorowe ubranka, jeden w ponsowe, drugi w zielone, trzeci w błękitne, czwarty w żółte i t. d., a na głowach mieli wszyscy kapturki czerwone jak maki.