Strona:PL Arystofanes - Lysistrata.djvu/104

Ta strona została przepisana.
lysistrata.

Nie wzywaj Zeusa! Widzę szczerość w twoich oczach, a zresztą... ty tak dobrze kłamiesz.

agatos.

Słuchaj, Lysistrato! cały dzień przesiedziałem w domu... wieczór dopiero wyszedłem, musiałem z tobą mówić. Zastałem tu twojego męża, Kynesiasa i wielu innych żonkosiów, rozprawiali, gadali. Żony pozamykały im drzwi przed nosem i nie chcą ich do domów wpuścić, dopóki nie zawrą pokoju.

lysistrata.

Jakżesz wyglądali żonkosie?

agatos.

Śmiesznie, nad wszelki wyraz śmiesznie... zakochani po uszy w żonach... Prawda, że to rzecz nadzwyczajna, co im się przytrafiło. Kiedy się po długiej nieobecności powraca, można przypuścić, że dom zgorzał, niewolnik uciekł, że dzieci chore, że żona umarła, ale na Hermesa, niepodobna przewidzieć, żeby żona... (śmieje się).

lysistrata.

Bawi cię to?

agatos.

Widocznie porozumiałyście się... nie, doprawdy, to genialny pomysł; kobieta, która to wymyśliła, jest zdumiewającą. Z pewnością nie Lampito wymyśliła to?

lysistrata.

Jak mniemasz? kto? (milczenie).