Strona:PL Arystofanes - Lysistrata.djvu/105

Ta strona została przepisana.
agatos.

Ty.

lysistrata.

Tak jest; pomysł, który nazywasz genialnym, jest moim, miałam na celu pokój... (Z lekką kokieteryą) Może i dlatego, abyś ty Aten nie opuszczał. Pragnę jednak pokoju przedewszystkiem dla ojczyzny, dla Aten, dla Grecyi! Co za szał was opanował? Chcecie zguby tej pięknej Grecyi? Jeżeli, jak mówisz, kochasz ranie, przysięgnij, że mi dopomożesz do zakończenia wojny.

agatos (przerażony).

Ależ Lysistrato, ja nie mogę przemawiać za pokojem, mam tylu zazdrośnych, tylu nieprzyjaciół, nie wiem jak zdołam stawić czoło demagogom... wybory się zbliżają, wiesz, pragnę zostać archontem. To, czego żądasz, jest nad moje, nad nasze siły. Tego nikt nie wytłumaczy Ateńczykom, u nich to nałóg i wojna, choć bezmyślna, ma moc przyzwyczajenia.

lysistrata.

Wstyd powiedzieć, a trudno zamilczeć; w tym względzie kobiety więcej od was mają odwagi.

agatos.

Łatwo ci mówić, Lysistrato! Ty nie chcesz być wybraną archontem. Jak tu przekonać tych waryatów i tych drugich, ludzi złej wiary, którzy dla schlebiania najgorszym skłonnościom motłochu, szkalują każdą władzę. Jak przemówię za pokojem, porównają mnie do Eakrata, który