Strona:PL Arystofanes - Lysistrata.djvu/164

Ta strona została przepisana.
klystenes.

Niech złożą dowody swej bezczelności.
(Wpada dwóch Scytów. Woda zcieka z ich ubrania).

pierwszy scyt (podpity, zwraca się do Lykona).

Kapitanie! Zgroza! Nieszczęście!

drugi scyt (wciąż poziewa).

Baby opanowały skarb publiczny na Akropoli.

klystenes.

Tego brakowało! Jak? Jakim sposobem? Od czegóż byliście tam gamonie?

pierwszy scyt.

Łatwo mówić. Wpadły wściekłe jak Eumenidy. Znienacka zaskoczyły nas od tylnej strony Partenonu. Było ich kilkaset, nas dwóch.

sakas.

Pijanych.

pierwszy scyt.

Gdzie tam? Na Bogów moich! Klnę się ani tyla. Wywróciły, podeptały nas, w skarbcu się usadowiły, babskie straże rozstawiły.

klystenes.

Pewnie spaliście.

drugi scyt (ziewając strasznie).

Okaśmy nie zmrużyli. Jak im grozić poczęliśmy i do drzwi dobijać się, wrzącą oblały nas wodą. (Obaj pokazują zmoczone szaty).