Przebiegał wnętrza i skryte ich myśli,
A wśród swywoli potrącał o rzeczy
Wzniosłe, szlachetne, jak ojczyzny miłość,
Cnota i piękność i dobro publiczne.
Był on rozumu pełen i uczucia,
To też przyrody cuda i jej czary
Odpowiadały na jego wezwanie
I drzewa szmerem wtórowały wierszom,
Ptaki śpiewały na jego zaklęcie,
Osy i żaby mówiły jak ludzie,
A słowom jego odegrzmiały chmury.
I jako słońce te chmury wyzłaca,
Tak on swym pełnym, zdrowym, jędrnym śmiechem
Rozganiał ciężką, pospolitą nudę.
Jeśli ją znacie, to bramy gościnne
Otwórzcie dzisiaj przed tym nudy wrogiem,
On zaś przez żarty niewinne i winne
Pobudzi śmiech ten, co u was odłogiem
Leżał zbyt długo. Przy jego zaś werwie,
Może któremu z was się co oberwie,
Bo odkąd stąpam tu po waszem błocie,
Jakieś rodzinne czuję dla was dreszcze;
Widzę, że w cnocie, a więcej w niecnocie
Potomstwo Aten nie zamarło jeszcze,
Że mimo wieków, przedziału i lądów,
Nie brak ateńskich tu prądów i trądów.
Peryklesowi byłoby tu ciasno,
Bez jego sztuki i jego affektów,
Miał on komisyę budowlaną własną
Bez urzędowych miejskich architektów,
Strona:PL Arystofanes - Lysistrata.djvu/20
Ta strona została przepisana.