która od lat dwudziestu zabiera Grecyi najdzielnieszych i najszlachetniejszych synów. Kto żąda głosu?
Ja.
Zanim przemówisz przywdziej ten wieniec. (Kładzie jej na głowę wieniec oliwny). Cisza! Milczenie! Uwaga! Zwyczajem mówców otarła usta; ma dużo do powiedzenia.
Słuchajmy! Słuchajmy!
Jeżeli zażądałam głosu, to — niech mi Bogowie zaświadczą — nie przez chęć błyszczenia, ale z konieczności i obowiązku; są bowiem rzeczy, które nareszcie wypowiedzieć trzeba i wypowiem je — nieudolnie wprawdzie... (Zaprzeczenie ze strony kobiet). Bardzo jesteście uprzejme, wiem przecież, że nie jestem mówcą, czy tam mówczynią, nie, dobrze powiedziałam, mówcą. Dość, że mówić będę, jak potrafię.
Mówić będziesz doskonale.
Dziękuję! Gdybym od młodości przesiadywała na Pnyxie, gdybym traciła czas na słuchaniu kłamstw dema-