Na niewolników, co pracują w domu,
Zmyśla oszczerstwa wierutne bez sromu,
Ztąd na nas baty; sam zaś w koło biega
I od każdego, który mu podlega,
Groźbą i prośbą, strachem naprzemiany
I żebranin? wyciąga kubany.
„Czy widzisz“ — rzecze, — „jak Hylasa biją?[1]
Moją to sprawką, moją, a nie czyją!
W ciemności dzisiaj powędrujesz kraje,
Jeśli mi nie dasz!” — Cóż? człek biedny daje.
A gdybym nie dał, dałżeby mi stary!
Przodem i tyłem kichając bez miary,
70.
Wnetbym wykichał ducha pod kijami! —
Do kogoż teraz, jakiemi drogami
Uciec ztąd mamy, twojem lubciu zdaniem?
Tą drogą, którą zowiem umykaniem!
Lecz Paflagona, czy ujdzie co oka?
Na wszystko ślepiem rzuca on z wysoka;
Gdy zaś krok zrobi — jedna noga długa
Leży gdzieś w Pylos, a wśród Pnyksu druga!
A w tej podróży pośladek spasiony,
Jakby miech jaki dmie na wszystkie strony!
- ↑ Hylas, jeden z niewolników, socius doloris Nikiasa i Demostenesa. Być może, że Arystofanes ukrył pod tem imieniem jakąś osobistość, znaną wówczas powszechnie w Atenach.