Strona:PL Arystofanes - Rycerze.djvu/90

Ta strona została przepisana.

I pierwszy wam chcę zwieścić szczęścia ogrom wielki,
Że tu nigdy tak tanie nie były sardelki[1],
Od czasu, jak we wojny wpadliśmy pazury!”
Zaraz z ich czoła gniewu rozpierzchły się chmury,
A za wieść dobrą dla mnie wieniec uchwalili.
Ja im znów planik tajny podałem w tej chwili:
„By, chcąc bez liku za grosz kupować sardelki,
       650. Od zdunów zakupili garnków zapas wszelki”[2].
Znów się gapią z podziwu, głośno klaszczą w dłonie.
Wszystko to podejrzenia budzi w Paflagonie,
A wiedząc, w czem to Rada ma upodobanie,
Rzekł tak: „Obywatele! ja miałbym to zdanie,
Że, gdy nam wieści szczęścia zsyłają dziś nieba,
Setką wołów ofiarnych uczcić bogów trzeba”. —
Na to znów cała Rada słodkie minki stroi;
Jam zwąchał, że mi bydło to plany me gnoi,
Więc go dwustu wołami w własne pchnąłem sidła
       660. I wniosłem: „Artemidzie, opiekunce bydła,
Z kóz tysiąca już jutro sprawić ślubowanie,
Jeśli za obol setkę sardeli dostanie”.
Teraz znów na mnie oczy swe zwróciła Rada!
On gdy to urjzał, zgłupiały jakieś brednie gada...

  1. Sardelki, rodzaj małych śledzi (apua), były ulubioną potrawą Ateńczyków, jasną jest więc rzeczą, że wiadomość o zniżeniu się ich ceny była dla zgromadzonej Rady nowiną nader pożądaną.
  2. Dowcip nieszczególny. Kiełbaśnik radzi zgromadzonym zakupić wszystkie garnki, aby następnie
    nikt inny, oprócz nich samych, nie mógł kupować sardelek, nie mając ich w czem przechować. Wywołany tam brak popytu, wpłynąłby jeszcze bardziej tego przysmaku.