skość jego służyłaby tylko za punkt oparcia dla Apergii. Zdobycie tego rodzaju słońca nie jest, jak się to zdaje na pozór, zupełnem niepodobieństwem.
Wiadomo, że kilka ciał nie należących właściwie do żadnego systemu słonecznego, a których średnica nie przechodzi kilku set metrów, kręcą się około ziemi pomiędzy linią księżycową. Gdyby znaleść sposób, ażeby takie dwa ciała uderzyły silnie na siebie, stałyby się natychmiast promieniejącemi i już mielibyśmy gotowe słońce, którego objętość powiększyłaby się z czasem przez ruch, gorąco, potnienie. A kiedyby to słońce zaczęło dawać oznaki, że ostyga, możnaby go znów popchnąć na jakąś kometę, lub małą gromadę gwiazd, gdzie temperatura jego nabrałaby sił nowych. Gdyby skutkiem wzrostu stało się zaciężkie, możnaby mu nadać tak silny ruch około własnej osi, aby pękło na dwoje, wtedy zaś zamiast jednego mielibyśmy dwa słońca.
— Brawo! — zawołał Bearwarden, — teraz już nie ma granic nasza działalność.... Gdyby sto lat temu, ktoś śmiał mówić o naszej teraźniejszej wycieczce, wziętoby go niezawodnie za waryata; kto wie, czy z biegiem czasu ludzie nie będą dokonywali projektów takich, jak je podajesz dziś nawpół żartem jako hipotezy.
Pozostawali, tak rozmawiając, w obserwatoryum, gdzie studyowali mapy, mapy ziemi i wszechświata lub samych tylko gwiazd, planet, księżyców; niepostrzeżenie mijały godziny, a statek odważnie dążył naprzód....
Teraz mieli przed sobą przestrzeń więcej, niż 300 milionów mil, dzielącą ich od celu podróży; musieli przemknąć się w tej drodze przez kręgi niezliczonych astreolidów. Słońce zmniejszyło się pozornie, a wnętrze dna
Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/104
Ta strona została skorygowana.