Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

Znalazłszy pustą polankę, usiedli na małym wzgórku, Baerwarden dotknął sprężyny swego zegarka, zregulowanego podług Jowisza, gdzie dzień, podzielony na dziesięć godzin, zaczyna się w południe, tym sposobem godzina piąta oznacza północ.
— Dwadzieścia minut na piątą; na ziemi teraz jest kwadrans na dwunastą. Ponieważ wschód słońca będzie o wpół do ósmej, ciemności potrwają jeszcze trzy godziny; świtanie trwać będzie równie krótko, jak zmrok.
— Po dłuższym tu pobycie, przywykniemy zapewne do życia takiego, jak marynarze, będziemy przez pięć godzin czuwali i przez pięć używać wypoczynku, — rzekł, doktór.
— Albo też spać będziemy przez dziesięć godzin a drugie dziesięć poświęcimy polowaniu i zwiedzaniu miejscowości, w dzień słońce, a w nocy księżyce przyświecać nam będą, — dorzucił Ayrault.
Poczem Bearwarden i Courtlandt, owinięci w kołdry, zasnęli niebawem, podczas gdy Ayrault czuwał nad ogólnem bezpieczeństwem, i oczekując wschodu księżyców, oparłszy się plecami o skałę, zapalił fajkę. Zdala widniały przed jego okiem łuny wulkanów, a ucha dolatywał głuchy huk wybuchów; ogniki tymczasem wznosiły się i opadały ku ziemi, wiatr zaś kołysał, szeleszcząc liśćmi, gałęzie drzew i olbrzymich paproci. Na horyzoncie wzrok jego poszukał ziemi; świeciła ona słabym, ale nieustającym blaskiem. Myśl jego przebiła daleką przestrzeń dzielącą go od ukochanej dziewicy; jakże pragnął gorąco przesłać jej myśli swoje i wzamian otrzymać odpowiedź!...
Na ziemi teraz upływał pierwszy tydzień po No-