Kula Bearwardena trafiła potwora w przednią łopatkę, Ayrault ranił go cokolwiek niżej. Kule były wybuchowe, każda z nich utworzyła ogromny otwór w cielsku zwierzęcia, a krwawe kawały mięsa rozpadły się po ziemi. Zwierz rzucił się pomiędzy drzewa; ryk straszny i łomot padających drzew wskazywały jego drogę; przed tem jednak Bearwarden raz jeszcze strzelił, ale chybił go, a kula zerwała tylko wierzchołek jakiegoś drzewa.
— Ścigajmy go! — zawołał Ayrault, popychając tratwę ku brzegowi.
— W pogoń, w pogoń! — wołali jego towarzysze, z pośpiechem wyskakując na brzeg.
Dzięki kauczukowym butom i ubraniu przysposobionemu galwanicznie, podróżni mogli równie swobodnie jak na ziemi się poruszać, nie czując zwiększonego ciężaru ciała.
W około nich, w obrębie dwudziestu kilku stóp, którędy przeszedł mastodont, ziemia była zdeptana i roślinność zbita. Idąc śladem zwierza, weszli w las; tu ciemności panowały prawie zupełne; zaledwie z trudnością
Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/127
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VI.
Mastodont i ognik.