Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Może być, że to jest wielkie polowanie, a ludzie, ukryci w gęstwinie, są naganiaczami, pędzącymi zwierzynę w umówione miejsce, gdzie na nią czekają myśliwi.
— Może zobaczymy, jak to się będzie odbywać, bo i my również dążymy w tę stronę, a może też przyjmiemy czynny udział w tej zabawie — rzekł Ayrault.
— Pozwólcie mi wątpić, aby ci myśliwi byli ludźmi; bo przypominając sobie obcięte nogi mastodonta, pozostawionego następnie bez sprzeczki nam i innym na pożarcie, nie mogę wyobrazić sobie, aby tak mogli postąpić ludzie szczególniej dzicy... pocóż mieliby się kryć, czując się mocniejszymi?... Zresztą zobaczymy...
Niebezpieczeństwo, grożące wszystkim mieszkańcom tej puszczy, zostawiało w zupełnym spokoju żółwia, który widocznie znudzony ciężarem schował się tak dokładnie pod swoją skorupę, że pozostało tylko bezwładne, skaliste wzgórze, którego nic z miejsca ruszyć nie było w stanie.
— Zdaje się, że w dalszej podróży na własne nogi już tylko liczyć możemy — zawołał Bearwarden wesoło, zeskakując z żółwia.
— Teraz łatwo zrozumieć obojętność naszego rumaka na ogólną trwogę; zna dobrze wypróbowaną siłę swej twierdzy i wie, że dosyć jest dla niego zamknąć się u siebie, a wtedy chyba piorun mógłby roztrącić tę skałę, która go pokrywa. Na ziemi orły chwytają w szpony żółwia, a następnie puszczając z góry, roztrącają go o skały, ale tu pomimo potwornych kształtów jowiszowych mieszkańców, nie sądzę, aby podobny ptak mógł się znaleźć, który ten ciężar uniósłby w obłoki.