Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/145

Ta strona została przepisana.

żywym okazem, który wcale niepożądany znalazł się na naszej drodze.
— No, prezesie, bierz komendę, musimy przecież zabić tego potwora — mówił Ayrault, zwracając się do Bearwardena.
— Chyba nie wątpisz, że sam o tem myślę, ale to wróg niebezpieczny, trudny do zabicia z powodu swego pancerza; trzeba się przygotować do formalnego boju, a Cortland ma tylko fuzyę, my dwóch wyłącznie możemy strzelać z karabinów wybuchowemi kulami, które jedynie mogą mieć szansę napoczęcia łuskowatego pancerza. Stajemy z dwóch stron, Cortlandt w środku i baczność!
Cortlandt, aby zwrócić ku sobie uwagę potwora, wydał dziwne krząkanie, podobne do głosu krokodyla; ten zwrócił ku niemu głowę i równocześnie z obu karabinów dano ognia, Ayrault strzaskał szczękę, kula Bearwardena utkwiła w boku, gdyż potwór wzniósł się w powietrze na trzydzieści stóp od ziemi; celnie wymierzone kule wybuchowe po kilku wystrzałach położyły go trupem.
— Nakoniec zabiliśmy go I — zawołał Bearwarden — ale pierwszy atak chybił, chociaż komenda i wykonanie było bez zarzutu, do polowania przecież na te zwierzęta potrzeba nabyć doświadczenia, którego jeszcze nie mamy. Miejmy nadzieję, że na przyszły raz będzie lepiej.
Nabili broń, poczem, gdy Cortlandt oglądał trupa uważnie jako naturalista, Ayrault i Bearwarden dobyli z niego serce, uważając je za najstosowniejszą część do jedzenia,
— Jutro musimy się koniecznie postarać o tutejsze ptactwo, jeszcze nie miałem sposobności dać wam dowodu, jak je doskonale piec i przyprawiać potrafię.
Słońce chyliło się ku zachodowi; wybrali sobie te-