Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/166

Ta strona została skorygowana.

Tu już zauważyli zmianę klimatu; mniej było widać palm i paproci, więcej sosen, powietrze było chłodniejsze, co łatwo dało się zrozumieć przez bliskość bieguna.
Wierzchołki pierwszych gór i miejsca, odkryte na płaszczyźnie, były zupełnie pozbawione roślinności; stąd dorozumiewać się należało, że okolica wystawiona na huragany traciła miejscami drzewa i krzewy, wyrywane z korzeniami. Dotarłszy do północnej strony półwyspu, podróżni wznieśli się w górę, gdzie zaznaczyli zatokę na mapie nazwiskiem Cortlandta.
Teraz patrząc w dół, mieli przed sobą niezmierną przestrzeń wody pokrytej pianą, powoli jednak kolor morza się zmieniał; powodem tego były wpadające do niego nurty rzeki o szerokiem na 10 mil korycie. Ponieważ kolor jej przypominał im barwę znaną innej rzeki, dali jej toż samo nazwisko i zapisali na mapie „Haolem.“ Przypuszczając, że wybrzeża rzeki mogły ich zaznajomić z nieznanemi jeszcze właściwościami okolicy, postanowili zniżyć lot statku na 300 mil po nad poziom ziemi, by płynąć wzdłuż rzeki, mającej prawie w zupełnie prostej linii koryto i wybrzeża bardzo skaliste. Nagle rzeka zwężiła się na cztery mile szerokości, wpadła pomiędzy wąwóz, płynąc w nim spokojnie, co zdradzało ogromną jej głębokość; w pół godziny potem, zobaczyli chmurę pary czy mgły zasłaniającej zupełnie horyzont. Następnie huk niby grzmotów obił się o ich uszy, wzięli go za wybuch z jakiegoś olbrzymiego krateru, chociaż nie spodziewali się spotkać wulkanu w takiej odległości od oceanu. Niedługo huk i szum nieznośny tak silny, że przy nim nie możnaby usłyszeć nawet strzałów armatnich, ogłuszył zupełnie podróżnych.