na ciemnem tle nieba jaśniało pięć księżyców podobnych do tarcz srebrzystych; po pewnym czasie jednak zmienił się widok, przybierając pozory ziemi i nasi podróżni uczuli się bardziej u siebie.
Pod nimi rozciągał się ląd stały, a na nim widać było długie łańcuchy jezior i rzek, płynących na wszystkie strony, prócz w kierunku zwrotnika, gdzie się rozciągał niezmierną przestrzenią ocean o falach spokojnych.
Na wschodzie wznosiły się wysokie góry; wzdłuż południowej strony dymiły liczne wulkany; ku zachodowi ciemniały gęste lasy i rozległe płaszczyzny, na których widok mogłoby się rozradować serce rolnika.
Pułkownik Bearwarden rzekł, patrząc na przedstawiający się krajobraz: „Chętniebym tu rozpoczął poszukiwania miedzi, co za obfite możnaby tu mieć kopalnie! A co za wspaniałe przestrzenie pod uprawę zboża daćby zdołały te osuszone bagna!“
— Mieszkańcy, których tu znaleść możemy, mają prawdopodobnie tak wiele przestrzeni, że osuszanie bagien nieprędko jeszcze będzie im potrzebne — odpowiedział doktór.
— Mam nadzieję, że znajdziemy tu przynajmniej, dużo dzikich zwierząt, tak wielkie knieje pozwalają spodziewać się czworonożnych mieszkańców — mówił Ayrault, myśląc o doskonałej broni myśliwskiej, jaką z sobą zabrali.
Kaliksto wstrząsnął się gwałtownie; podróżni dostrzegli, że przyczyną tego nienormalnego ruchu był wybuch jakiegoś wulkanu, napełniającego dymem i parą
Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/5
Ta strona została uwierzytelniona.