Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

Mieszkańcy Ameryki środkowej równie, jak delegowani różnych części Stanów Zjednoczonych, powrócili każdy do siebie we własnym elektrycznym faetonie.
Bearwarden i jego przyjaciele patrzyli na rozjeżdżających się reprezentantów i tłum rozchodzący się powoli do domów. Bearwarden rzekł do towarzyszów:
— Byłby to wielki postęp w sposobach podróżowania, gdybyśmy mogli wznieść się po nad atmosferę, zaczekać w górze, aż ziemia dokona krążenia około własnej osi, i wtedy spuścić się na jej drugą półkulę.
— Zapewne — odrzekł Cortlandt, — ale w takim razie nie moglibyśmy odbywać podróży inaczej, jak tylko ku zachodowi; chcąc zwrócić się na wschód, musielibyśmy okrążyć ziemię.
W kilka dni później zapukano do drzwi gabinetu prezesa Bearwarden’a, który zdjął nogę z nawpół otwartej szuflady, gdzie ją był oparł, i pocisnął nią rączkę pięknego, w mosiądz oprawnego miecha, który pod tym naciskiem wymówił wyraźnie: „Proszę wejść!“
Otwarły się drzwi, a do gabinetu wszedł sekretarz stanu Stillman, minister marynarki Deepwaters, doktor Cortlandt, Ayrault, wiceprezes Dumby i dwóch dyrektorów towarzystwa pracującego nad podniesieniem osi ziemskiej.
— Dzień dobry! — rzekł Bearwarden, — miło mi was powitać.
I równocześnie zamieniał z przybyłemi uścisk ręki.
— To śliczny wynalazek — zauważył Stillman, oglądając mieszek. — Trzeba będzie wnieść wniosek na kongresie, aby zaopatrzono w podobne instrumenta biura