Strona:PL Astor - Podróż na Jowisza.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Zabawne pytanie! wiesz przecie, że chciałbym nie opuszczać ciebie nigdy.
Ayrault wyskoczył z powozu, podał rękę narzeczonej i usiadł obok niej.
— Jaka ty jesteś dobra i piękna, Sylwio! czuję, że z każdym dniem kocham cię więcej... Tak wiele miałbym ci do powiedzenia, ale obecność tego człowieka za nami paraliżuje mi mowę. Wprawdzie jest to słowianin i ani słowa nie rozumie po angielsku; dosyć jednak, że wiem, iż się znajduje obok nas.
— Będziesz musiał napisać to wszystko, coś mi chciał powiedzieć.
— Nie, obawiałbym się, abyś nie rzuciła gdzie mego pisma; mogłoby wpaść w ręce twoich koleżanek i zostać przedmiotem żartów.
— Bądź spokojny, listu twego nie pokazałabym nikomu...
Faeton pędził lotem ptaka po gładkiej drodze. Gdy przyjechali do New-Yorku, Ayrault odwiózł Sylwię do domu, pojechał potem do ogrodnika, gdzie zamówił dla niej bukiet z róż i konwalij, wstąpił do resursy, przebrał się i pojechał na obiad.
Restauracya Delmonika zachowała swą nazwę historyczną, oddawna bowiem nietylko właściciel jej, noszący to nazwisko, ale nawet cała jego rodzina wymarła; Ayrault wszedł cokolwiek przed naznaczoną godziną, zajął stół, przeznaczony dla rodziny jego narzeczonej i oczekiwał jej przybycia; weszła, trzymając w ręku bukiet z kwiatów, przysłany przez niego, sama również świeża i piękna; towarzyszyli jej matka, ojciec i Bearwarden,