Ale pomimo silnych wstrząśnień, nie podobna było zbudzić leżącego jak kłoda na ziemi. Ksiądz się niecierpliwił, widok pijanego gorszył go i zawadzał mu; bał się, by kto obcy nie nadszedł i nie był świadkiem téj profanacji jego domu. Wyszedł więc do hrabiny, rozkazawszy służącemu, aby skoro się gość obudzi, wypuścił go z zamkniętego pokoju i oznajmił, że nie ma co czekać, bo ksiądz Modest późnym dopiero wieczorem wróci do domu.
Nie było potrzeby używać tych ostrożności i namawiać Kudłacza do opuszczenia mieszkania księdza. Skoro bowiem przebudził się nad wieczorem i ujrzał się sam w obec pustych butelek, nie myślał ani chwili dłuźéj tu zabawić. Po przepiciu samotność dokucza, to téż Kudłacz wyniósł się czémprędzej na ulicę, głośno ziewając i przecierając zaspane oczy.
W bramie stał jakiś człowiek, który mu się uważnie przypatrywał. Kudłacz jednak nie zważał nań i poszedł daléj. Naraz ktoś silnie i poufale uderzył go po ramieniu. Był to ten sam nieznajomy. Wiktor zatrzymał się i ujrzawszy obdartusa, skrzywił się. Tamten jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi i klepiąc go nie bez uciechy po ramieniu, mówił:
— Cóż to — nie poznajesz mnie? Przecieżeśmy razem szewrowali — pamiętasz? Ja
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.