go, następnie studenta i znowu szedł z daleka za nimi.
Kłyk przedewszystkiem wstąpił na wódkę do Salomona — zabawił tam dość długo, a gdy się dobrze ściemniło, wyszedł nieco podchmielony i po nad starą Wisłą zwrócił się w stronę klasztoru. Student który czekał na niego aż dotąd w ulicy, postępował za nim.
Kudłacz nie śledził już ich daléj, popatrzył tylko chwilę i mruknął:
— Mam ich obu.
Przez brudne zaułki żydowskie przecisnął się do kawiarni „Pod Huzarem“ i tam przy szklance ponczu napisał na kawałku papieru następującą denuncjację:
„Znany z podrabiania banknotów, Michał Mądrzyk, jest teraz przy robocie w domku pod klasztorem Augustjanów N. 11. Pomaga mu niejaki Kłyk, znany zapewne prześwietnej Policji. Przed domem na straży stoi student. Trzeba więc ostrożnie podejść, aby złowić ptaszków.“ —
Kartkę tę odesłał na policję przez małego żydziaka, za co mu dał szóstaka. Gdy chłopiec pobiegł uradowany, Kudłacz z zadowoleniem pociągnął ponczyku i rzekł do siebie:
— A teraz trzeba się wziąść do dziewczyny. Chodźmy do doktora.
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.