pozorny ślub Feliksowi i Zofji w zamiejskiéj opuszczonéj kapliczce. Państwo młodzi tylko co powrócili do domu w towarzystwie Wiktora, który jako świadek był obecny obrzędowi.
Zofja, nie domyślając się, jak haniebnego oszustwa stała się ofiarą, była nadmiar szczęśliwą. Prosiła tylko męża, aby mogła z nim udać się do ojca, wyznać mu wszystko, wytłomaczyć się i prosić o przebaczenie. Feliks obiecał, że to zrobi, ale późniéj nieco. Po sutem śniadaniu Wiktor pożegnał państwa młodych i wyszedł. Na schodach spotkał się z jakimś mężczyzną, który szybko wbiegł na górę. Poznał go — był to Flawjusz. Nie czas już było uprzedzić doktora, wrócił się jednak na górę, aby choć z pozadrzwi być świadkiem sceny, któréj był autorem.
— Będzie burza — mówił do siebie — chodźmy posłuchać, kogo panna młoda wybierze: ojca czy męża. Przy ostatniem słowie uśmiechnął się złośliwie i zacierając ręce z radości, skradał się ku drzwiom, przez które właśnie wypadł Flawjusz do mieszkania doktora.
Młoda para siedziała na kanapie. Zofja oparta na ramieniu Feliksa, całowała jego czoło. Na ten widok stary żołnierz osłupiał. Doktor ujrzawszy niespodziewanego gościa, powstał marszcząc brwi groźnie, choć pobladła twarz dowodziła strachu.
— Czego pan sobie życzysz tutaj?
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.