wiele bowiem ważył męztwo doktora, sam zaś jako dzielny kawalerzysta, doskonale władał bronią. Na ostrożną uwagę swego towarzysza, przedstawiającego mu niebezpieczeństwo pojedynku, gdyż w razie śmierci przeciwnika, może mieć jeszcze proces kryminalny — odrzekł:
— A mnie co po jego życiu! oszpecę go tylko i pokiereszuję mu twarz, że nią starej baby nawet nie skusi.
Na moście zastali już sekundantów Feliksa. Umówili się z nimi o miejsce pojedynku, na który obie strony za godzinę stawić się miały. Przeciwnicy zobowiązali się dostarczyć broni. Flawjusz nie wracał już do miasta, ale szedł powoli z sekundantem gawędząc o obojętnych rzeczach. Na umówionem miejscu zastali już Feliksa, który nadjechał doróżką. Zmierzono broń — przeciwnicy stanęli na przeciw siebie — sekundanci zapowiedzieli pojedynek do pierwszej krwi — i dali znak. Po kilku pierwszych cięciach Flawjusz poznał, że nie z nowicjuszem ma do czynienia i dobrze zasłaniać się musiał aby ochronić się od szybkich cięć szabli doktora. Dość długo obaj z równą zręcznością i siłą walczyli — popędliwszy jednak i bardziej rozdraźniony Feliks, prędzej słabnąć począł. Flawjusz spostrzegł to i silnem cięciem odtrąciwszy pałasz
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.