że z poczciwości gotów był nawet głupstwo zrobić i opiekować się córką kobiety, która nim wzgardziła. Córka ta była i jego krewną, jedyną pamiątką po siostrze — a siostra — to było dla niego jedyne wspomnienie czyste, niepokalane wśród kału w jakim żył. Przyszło mu na myśl, że i jemu jako krewnemu wypadało coś zrobić dla dobra dziewczyny.
— Jeżeli Katarzyna nie skrewi — myślał sobie — a nie może tego zrobić, bo tu o nią idzie, to będę bogaty. Trzydzieści tysięcy złotych — to sumka nie lada. Mógłbym kilka tysięcy darować Zofji — mnieby to nie zrujnowało, a dla niéj stanowiłoby jaki taki posażek. Pal licho! raz człowiek zrobi przecież coś dobrego w życiu. Księża mówią, że na tamtym świecie, z procentem za to odpłacają. Będzie to zawsze interes.
To postanowienie pchnęło go do mieszkania hrabiny Saby. Po drodze wstąpił do kawiarni, siadł w kącie i chciał uporządkować swoje papiery, które za chwilę miał tak cennie sprzedać. Dobył pakiet z zanadrza, rozwinął i wyjął pierwszy kawałek. Zbladł i zmięszał się. Była to jakaś stara gazeta.
— Zkądże to u licha tu się zaplątało? — mruknął do siebie i rzuciwszy gazetę na ziemię, wziął drugi kawałek. Ogłupiał. Drugi kawałek był także urywkiem jakiejś gazety. Z gorączkowym niepokojem przerzucił resztę
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.