że liczyła na zdemaskowanie księdza, którego czyn oburzył ją i na uwolnienie się na zawsze od Kudłacza, kłamiąc przed nim pozory ubóstwa.
O czwartéj więc godzinie najętą karetką udała się do księdza Modesta. Zastała już tam Kudłacza, który ujrzawszy ją zawołał:
— W samą porę przychodzisz. Zapiera się że nie dawał ci żadnych papierów. Pokaż mu je.
Nagłe pojawienie się Sabiny zmieszało księdza; na to nie był przygotowany. Zmienił więc sposób obrony i na zarzut hrabiny:
— Wszakże dałam księdzu trzydzieści tysięcy za te papiery — odparł z świątobliwą pokorą:
— Nie przeczę, ale nie mogłaś pani przypuszczać, że ja, osoba duchowna, będę w tak brudnéj sprawie maczał ręce jak prosty negocjant.
— Tylko jak prosty złodziej! — wybuchnął Kudłacz. Ksiądz nie zważał na przerwę i mówił daléj:
— Zgodziłem się na pośrednictwo jedynie z zamiarem, aby pieniądze te przeznaczone dla szaleńca, ofiarować Panu Bogu dla przebłagania Go za wasze grzechy. Rozdałem te pieniądze ubogim i na różne pobożne cele.
— Kłamiesz! — zawołał Kudłacz przyskakując ku niemu z pięścią.
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/138
Ta strona została uwierzytelniona.