dróżnego powozu i odjechał polecając służącemu aby na krok się z domu nie oddalił.
Służący przyrzekł pilnować mienia pańskiego jak oka w głowie, co mu wszakże nie przeszkodziło wcale wyjść wieczorem na szklankę miodu do Robackiego i na kilka partji domina. W miłem towarzystwie zabawa przeciągnęła się dość długo, wiernemu słudze ani przez myśl nie przeszło, że tam w domu ktoś inny miejsce jego zastępuje. O zmroku jakiś człowiek wsunął się cichaczem do kamienicy, otworzył drzwi wytrychem i wszedł do mieszkania księdza Modesta. Domyśleć się łatwo, że tym człowiekiem był Kudłacz.
Zapaliwszy skrytą latarkę począł pilnie przetrząsać wszystkie szuflady i schówki; oprócz jednak kilkudziesięciu reńskich, nie znalazł więcej gotówki, za to, w sekretnej szufladzie biórka odszukał pęk papierów starannie obwiniętych i opieczętowanych. Szybko rozerwał pieczęcie. Były to listy zastawne, losy kredytowe i t. p. papiery.
— Sprytny ksiądz — mruknął złodziej z pewną niechęcią — wolałbym zastać w gotówce — mniej byłoby ceremonji. Ale nic nie szkodzi, zanim się spostrzeże, papiery się zmienią — odbiorę swoją należytość z procentem.
Schował papiery do kieszeni, zagasił latarkę i wyszedł na ulicę, zmierzając prosto do miesz-
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.