kim był Feliks, kalectwo podobne musiało go zgnębić do reszty. Z obandażowaną twarzą siedział przy biórku; oczy jego niegdyś romansowe, miały teraz wyraz ponury i złowieszczy. Przed nim leżał list świeżo rozpieczętowany. Był to list od jego narzeczonej z poznańskiego, panny młodej, pięknej i bogatej, która dowiedziawszy się o jego licznych miłostkach w Krakowie, zwracała mu pierścionek zwalniając jednocześnie od słowa. Jakkolwiek Feliks nie kochał jej, spekulując tylko na znaczny majątek, cios ten upokarzający, zgnieść go musiał. Piękność, która zapewniała mu tyle przyjemności w życiu i która świetną obiecywała mu karjerę — przepadła. Majątek wymknął mu się z ręki.
Zdobywać rozkoszy już nie mógł — kupować jéj nie było za co. Życie straciło dlań całą wartość.
— Ha, stało się! — szepnął ponuro — skończmy przynajmniej z honorem. Trzeba usunąć się z tego świata, z którego drwiłem, zanim on drwić ze mnie zacznie.
Podniósł się, poszedł do szafki, otworzył ją i z pośród mnóstwa flaszeczek wziął jednę i powrócił z nią do biórka.
— Możeby co napisać, coś w rodzaju ostatniej woli? Ale, po co? Co mnie obchodzi kto zabierze po mnie te graty. Możeby pożegnać kogo? ale kogo? któraż z piękności,
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.