— Wszak sam je porzuciłeś dobrowolnie, oddając razem z matką na pastwę nędzy.
— Są to grzechy młodości, za które ciężko odpokutowałem. Późniéj gdym przywdział szatę duchowną, obowiązki powołania odpychały mnie od dziecka mego. A jednak z każdym dniem wzmagało się we mnie uczucie rodzicielskie, kiedy z drugiej strony, stan mój kazał mi wypierać się tego uczucia. Okropne walki staczałem z samym sobą. Zazdrościłem ci jej pieszczot, które mi się należały, miłości, która była moją własnością i z zazdrości nienawidziłem cię. Układałem różne plany odzyskania praw moich. Odebrać ci ją przemocą czy podstępem byłoby bardzo łatwo, ale ja chciałem ci odebrać jej serce. Bóg ukarał mnie za to. Siejąc między wami nieufność, o mało nie przyczyniłem się do hańby mojego dziecka.
— I ty mówisz że ją kochasz!
— O! kocham. Dla niej zaszargałem moje sumienie; chciałem albowiem zapewnić jej świetną przyszłość, byt niezależny. Ludzka sprawiedliwość nie dosięgła mnie wpraw zie, ale Bóg ukarał; bo oto umieram biedny, nie mogąc zostawić jej nic, prócz błogosławieństwa.
— Los Zofji zabezpieczony. Idzie za mąż za młodzieńca, który w spadku po Sewerynie Liwodzie dostał znaczny majątek.
Ksiądz załamał ręce.
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.