— Któż wie. Może to schlebia twojej próżności, żeś do rydwanu swego przykuła niewolnika, który posłuszny jest na każde twoje skinienie, który chętnieby życie oddał za ciebie — i nie chcesz go odstręczyć od siebie stanowczą odpowiedzią.
— Sądzisz więc, że by mi zbywało na niewolnikach, gdybym się o nich chciała postarać? — spytała z dumą, jakby urażona.
— Przebacz mi! daruj! — zawołał Seweryn i całą swoją postać, stworzoną na obraz i podobieństwo Boże, rzucił do małych nóżek hrabiny, obutych w zgrabne węgierskie buciki — i przepraszał i całował i obiecywał poprawę.
Hrabina, czy w pośpiechu z jakim zabierała się rzucić w objęcia Morfeusza, czy w skutek innego jakiego powodu, okazała się dość łatwą do udzielenia absolucji grzesznikowi, co miało być zarazem znakiem do opuszczenia konfesjonału. Pomimo to jednak jeszcze upłynął jakiś czas, zanim Seweryn wyczerpnął program pożegnań miłosnych i wyszedł.
— Ha! nareszcie! — rzekła Sabina odetchnąwszy swobodnie i uwolniwszy się z miny cierpiącej, w jaką była ustrojona w obecności kochanka. Wyciągnęła rękę do dzwonka i silnie zadzwoniła.
Głos dzwonka doleciał jeszcze do uszu schodzącego ze schodów Seweryna; ucieszyło
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/35
Ta strona została uwierzytelniona.