Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

go, że hrabina go nie zwodzi, że widocznie zaraz spać się położy i w tym celu zadzwoniła na służbę. W takich myślach siadł do powozu i powrócił do hotelu. Ale przy kolacji drobna okoliczność zachwiała nieco jego przekonaniem. Oto w restauracji przy drugim stoliku jakiś jegomość wyładowawszy pełne usta polędwicą, mówił do swego towarzysza stłumionym głosem:
— Daj pokój, nie broń kobiet. Kobieta a szczególniej mężatka, gdy złamie wiarę jednemu, naturalnem prawem nie będzie sobie robiła skrupułu ze złamaniem jej drugiemu, trzeciemu etc.
Seweryn nie mógł się dowiedzieć, z jakiej okazji jegomość ów odezwał się i czy mowa jego nie była pro domo sua; ale sentencja, która się do uszów jego przedarła przez pokłady polędwicy, zaciężyła jak ołów na jego sercu. Żołądek abdykował na rzecz serca, a serce pociągnęło nogi pana Seweryna i resztę jego kształtów ludzkich jeszcze raz pod okna Sabiny, dla przekonania się, czy w istocie jest słabą. Doktorzy, aby przekonać się o słabości, potrzebują macania, pukania, pulsu, języka — Sewerynowi wystarczała do tej djagnozy ciemność. Ciemność miała go przekonać o wierności kochanki. Dla czego zaś ciemność, tę matkę wszystkiego złego, obrał sobie za stró-