paryzkiej. Gdybyś się srebrzyła, co w twoim wieku byłoby odpowiedniejszem, możnaby cię wziąść za księżyc w ostatniej kwadrze, ale bez rogów, boś je dała mężowi w prezencie wraz z pantoflami.
— Muszę ci powiedzieć, moja ty masko — rzekła elegantka lornetując ją z góry — że twój dowcip bardzo zdradza gminne pochodzenie; pomimo stroju, pachniesz ulicą.
— Tak, ulicą Grodzką, na której codzień rekrutujesz sobie wielbicieli z niedorostków szkolnych. W końcu roku nie jeden zapłacze na ciebie pod rózgą ojcowską.
— Maseczko, umityguj się troszeczkę — zauważył jeden z przysłuchujących się, — gotówby cię spotkać niemiły wypadek.
— Jaki ciebie spotkał przed teatrem? — wtrąciło znienacka domino męzkie.
— Źle cię poinformowano, mój kochany.
— Więc to nie było przed teatrem? Mniejsza o to. Takie przysmaki na każdem miejscu jednakowo smakują — wszak prawda, moja ty chorągiewko polityczna, symonisto literacki, stróżu dziewiczej cnoty pięćdziesięcioletnich hrabianek.
— O! to widocznie będzie cała litanja paszkwilów. No, mów, mów — rzekł zaczepiony wyszczerzając w uśmiechu resztki żółtych zębów — zaczynasz mnie bawić.
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.