Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

po obu stronach twarzy — miał oprócz tego szkiełko w oku, wielką dozę zarozumiałości, paryzką pronuncjację, nieźle wypchany pulares, kilka starych a bogatych ciotek na wychodnem z tego padołu płaczu i kawalerskich pikników. Wszystkie te przymioty czyniły go nieocenioną osobistością dla córek Talji i Melomeny, a bardziej jeszcze dla entreprenerów teatralnych, którzy na wyścigi ubiegali się o jego przyjaźń, a raczej o skuzynowanie swojej kasy z jego kieszenią.
Do tego to nieocenionego człowieka zbliżyły się nasze tajemnicze domina i właśnie w chwili, kiedy ojciec chrzestny podnosił w górę kieliszek, chcąc pić zdrowie jednej z najmłodszych swoich chrzestnych, nad wykształceniem której począł już pracować — ponsowa kokarda trąciła go w ramię:
— Jak się masz protektorze sztuk pięknych — rzekła z przekąsem — czyje to zdrowie pijesz? Nieszczęśliwa ta szczęśliwa, bo to zdrowie wyjdzie jej na niezdrowe!
— Może chcesz, żeby i ciebie zaprotegować? zapytał protektor, drwiącym i cynicznym wzrokiem mierząc domino.
— Mille grâces! bo twoja protekcja wala, a ja lubię czystość. No! pij, pij dalej. Gdyby fabrykanci szampana mieszali do niego jakąkolwiek dozę talentu scenicznego, twoje protegowane musiałyby już być jak pękate becz-