tek stanowiło mieszkanie kilku biednych rodzin. Mieszkał tam i szewc, właściciel téj posiadłości, który co dzień zażywał tabakę i okładał chłopca pocięglem, co poniedziałek upijał się i bił się z żoną, a co niedziela asystował do sumy z cechową świecą i śpiewał na nieszporach nosowym dyszkantem. Naprzeciw szewca mieszkał przemysłowiec (tak go nazywano w domu), a specjalnem zajęciem jego była katarynka, na któréj grywał po szynkach i ulicach; obok tego rozlepiał afisze, stawał jako bileter przy budach z panoramami lub figurami woskowemi, sprzedawał pierniki na odpustach, słowem był to przemysł chodzący, a przytem żywa gazeta. Będąc bowiem czynnym w tak różnych zawodach i miejscach, widział i słyszał wiele — szewc też co wieczór chodził do niego na politykę, która, jak wiadomo, jest właściwością wszystkich szewców. Przemysłowiec miał nieślubną żonę i dwunastoletniego syna, wisusa pierwszéj klasy, spędzającego cały dzień przed cukiernią Redolfiego napastowaniem przechodniów o jałmużnę w tonie nader wesołym i dość poufałym; znał on zaś wszystkie przechodzące osoby tak dobrze, że nie tylko wiedział kiedy i jak kogo prosić, aby trafić mu na dobry humor i zadawalniający stan kasy, ale jeszcze, przez ciągłe obserwacje, nabył
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.