znajomości stosunków różnych osób w mieście i wiedział częstokroć więcéj o niejednéj żonie, niż jéj własny mąż.
W dziedzińcu w maleńkiéj komórce, mieścił się dziad jakiś, który w potrzebie mógłby także być złodziejem lub czem innem; zajęcia jego nie wymagały widać światła, bo najwygodniéj obywał się bez okien.
Wszystkie powyższe mieszkania mieściły się od tyłu. Od frontu dwa pokoiki zajmowała szwaczka ze swoim ojcem — na przeciwnéj stronie ulokował się student; była to noblessa drewnianego domku. Pozostawała jeszcze jedna stancyjka — a mała kartka napisana przez studenta, przylepiona zaś przez szewca na bramie, głosiła całemu światu, że w tym domu jest mieszkanie do wynajęcia każdego czasu. W dniu właśnie poprzedzającym noc, od któréj rozpoczyna się niniejszy rozdział, jakaś dewotka oglądała stancyjkę i miała wprowadzić się nazajutrz.
Obznajmiwszy w ten sposób czytelników z mieszkańcami drewnianego domku — wracamy do początku, to jest do owéj nocy.
W mieszkaniu studenta świeciło się jeszcze. Był to zbytek, jakiego inni lokatorowie rzadko dopuszczali się w lecie. Student mógł sobie pozwolić, bo miał piętnaście guldenów miesięcznego dochodu, a nawet choćby nie chciał, to musiał sobie pozwalać, bo nocą
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.