— Wtedy kupisz hrabino ten dom, o który traktowaliśmy już i przerobimy go na klasztor Magdalenek — podchwycił ksiądz śpiesznie.
Hrabina, lubo niechętnie i z wahaniem, skinęła na znak przyzwolenia.
— Zepsucie szerzy się gwałtownie — mówił ksiądz daléj — rozpusta nie umie już teraz nic poszanować i bezcześci niedorostki nawet. Trzeba pobożnemi stowarzyszeniami jak tamami wstrzymać szalejące to morze, co się nazywa ludzkością i zwrócić w karby dawnego posłuszeństwa kościołowi. Dawnej pobożności nie ma, i dlatego źle. Niedowiarków i ateuszów coraz więcéj — trzeba nam walczyć póki czas, bo późniéj nie poradzimy. Czy hrabinie udało się nakłonić męża do spowiedzi?
— Ani myśleć o tém. Pogardliwie machnął ręką i nic mi nie odpowiedział.
— To źle. Nam przedewszystkiem idzie o pozyskanie ludzi takich, jak hrabia. Przykład z góry pociąga za sobą wielu, szczególniej tutaj. Każde stowarzyszenie, do którego wchodzą hrabiowie, ma byt zabezpieczony. Jeżeli mąż pani nie chce dać nakłonić się do przepisów kościoła, niechby przynajmniej przystąpił do jakiego stowarzyszenia. Należy mu wytłómaczyć, że arystokracja winna iść ręka w rękę z kościołem, bo inaczéj powódź demokracji i niedowiarstwa zaleje jedno i drugie.
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.