brał się do piersi upojonego kolegi, na któréj w brudne szmaty owinięte i szpilką przypięte do koszuli, leżały owe tak pożądane papiery. Kiedy już je odpiął, schwycił namiętnie w obie ręce i poniósł do drugiego pokoju. Tam rozwinął je i przejrzał starannie. Tak, nie inaczéj — były to papiery, od których zależał honor i byt hrabiny — schował je do kieszeni i chciał wracać do śpiącego, gdy naraz zatrzymała go myśl: a nuż Wiktor, gdy się przebudzi i spostrzeże swą stratę, domagać się będzie zwrotu papierów — cóż wtedy?
Modest namyślał się chwilę — pomysł prędko się znalazł. Wziął jakieś stare gazety ze szafy, owinął je w te same brudne szmaty i z tryumfem zadowolenia odniósł napowrót śpiącemu, przypiął szpilką do koszuli, zasunął koszulę, zapiął kamizelkę i surdut. Gdy skończył to trudne dzieło, otarł rzęsisty pot z czoła i twarz czerwoną z umęczenia, zatarł ręce i rzekł:
— Chwała Bogu, udało się. Tygrysowi obcięliśmy pazury i wyjęli zęby. Teraz można go wypuścić z klatki.
Potrącił nogą śpiącego i zawołał zgorszony i gniewny:
— Wiktor! wstawaj! tu nie szynk! Co sobie pomyśli służący gdy przyjdzie — wstawaj!
Strona:PL Bałucki - Tajemnice Krakowa.djvu/99
Ta strona została uwierzytelniona.