MAGIA
Dym układa się w gryfy, postaci i konie
nad rozlewanym ogniem, a on czesząc grzywy
żółtych płomieni, woła: — Przez gwiazdy zielone
zaklinam cię demonie, Aharbalu, przybądź.
Wtedy przez pustą ramę portretu wychodzi
duch ogromny szeleszcząc od niebieskich iskier
i staje u pułapu jak wstrzymany pocisk
naprężonych obłoków i unosi wszystkie
zebrane dymy w sobie. Wtedy on zbielały,
porywany przez ciszę, trojony przez cienie
— Aharbalu — zaklina — przez ten dym stężały;
— Aharbalu — zaklina — przynieś jej wspomnienie.
Więc w suchym trzasku iskier rośnie łuk różowy
piersi wygiętych twardo, ust rozwartych koncha,
podłużne liście powiek. Wtedy z jego głowy
odrzuconej w odległość wypływają oczy
jakby łzy, w których widać odwrócony obraz
coraz mniejszy; i płacze: — o siostro niedobra —
A już ona jak kamień rozpuszcza się w nocy.