Strona:PL Baliński - Śpiewakowi Mohorta.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Bo sam — jak słońce — nad światem powiewa,
J rozpostarty — bracie — jeszcze szerzej
Bo dziś — sam — całe Chrześcjaństwo pokrywa.

J patrz — na świecie dwa tylko sztandary:
Jeden nasz, polski — drugi dzierżą Cary;
Jnne dziś wszystkie, to znaki bez wagi,
Bezmyślne płótna, kupieckie to flagi,
Carska je wola jak wicher rozdyma
Gdy zechce płyną, gdy zechce zatrzyma. —

Wszystko co znamię człowieczeństwa starło,
Nieba się zrzekło, Chrystusa wyparło,
Wszystko co gnębi i w gnębieniu braci
Rozkosz znajduje i z łez się bogaci;
Wszystko co w bracie niechce widzieć brata,
Wszelki fałsz świata, wszelki bezwstyd świata,
Wszelka rozpusta na głos Boży głucha,
Wszelka śmierć czucia, skamieniałość ducha,
Wszystkie Chrystusa wrogi najzaciętsze
A przyodziane w kształty przenajświętsze,
Wszystko to pod znak Carski się przywlekło,
Stanęło jawnie lub skrycie — to piekło.

Tutaj — i ona niegdyś nam nieznana
Nieszczęsna owa poczciwość słomiana,
Co to każdemu wiatrowi posłuszna,
Niby miłośna — a w rzeczy, bezduszna,
Niby ruchliwa — a zawsze bez wzrostu,
Niby myśląca — a nigdy poprostu,
Niby idąca — a na miejscu wiecznie
J niby czynna — a nigdy serdecznie;
Skora do ustępstw — och! aż do spodlenia —
Bo niema wiary — drogi — i sumienia, —
Bo oddzieliła Polskę od niebiosów,
J czeka Polski od carów i losów
Od łaski dworów, od litości wroga,
A tylko nigdy a nigdy od Boga.
Poczciwość taka — niech jak chce się stroi,
Pod znakiem Carów już od dawna stoi.

W brew temu piekłu — śmiało — oko w oko,
Stanął nasz sztandar — sam jeden — wysoko —