Strona:PL Baliński - Śpiewakowi Mohorta.djvu/18

Ta strona została skorygowana.

Przenajświętszemi Krzyża ramionami
Osłonił ludzkość całą, jak skrzydłami. —
Dawid nasz polski z piekielnym olbrzymem
Znowu w zapasach jako pod Chocimem —
Znów jako niegdyś pod Wiednia murami
Gromadka wiernych z pogaństwa chmurami. —
Tylko ćma wrogów dziś jeszcze czarniejsza
A garstka nasza polska stokroć mniejsza. —

Wszystko co bolem ku niebu się wzniosło,
Co we łzach żyje i na łzach urosło,
Wszystkie świętości przez świat podeptane,
J wszystkie związki boże rozerwane,
Zgwałcone prawa boskie i człowieka,
Wszystko co kocha i cierpi i czeka,
Wszystko co tęschni, pragnie i w pokorze
Modli codziennie o Królestwo Boże;
Wszystko co jęczy i pada śród trudów,
Nadzieje ludów i pragnienia ludów,
Z bolów ogromem i cierpień bezmiarem
Wszystko to stoi pod naszym sztandarem
Jeśli nie ciałem jeszcze, nie ramieniem,
To już modlitwą, sercem i westchnieniem.
Bo każda czysta dusza to uznawa
Że polska sprawa to narodów sprawa,
Że tak z ludzkością połączona w Niebie
Że gdy ją zdradzi, zdradzi sama siebie. —

Wszystko co Boga czuje wgłębi duszy,
Wygląda chwili rychło znak nasz ruszy
J świętym swoim szelestem obwieści
Swobodę światu i koniec boleści;
J już ku niemu płynie nieustanna
Z piersi narodów: hosanna! hosanna!

Lecz gdzie jest człowiek, gdzie mąż, gdzie jest dusza
Zdolna podzwignąć i nieść sztandar taki,
J po przeczystym śladzie Tadeusza
Pójść jeszcze wyżej, po nad wszystkie znaki,
J kędy śladu niema jeszcze zgoła
Chyba od białych skrzydeł archanioła? —

Gdzie maż tak bystrym wzrokiem obdarzony
Że drogę znajdzie w tym piekielnym zmroku,