Strona:PL Baliński - Śpiewakowi Mohorta.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

Niema sojuszu, niema miru z wrogiem,
Aż się ukorzy — nie nam — lecz przed Bogiem.
Wtedy mu damy pokoj i przymierze
J przebaczymy mu wszystko i szczerze,
Bo tak nam kazał Chrystus pan nad pany,
Mocarz w dobroci nigdy nieprzebrany. —

Niemyśl że tajna nam piekieł potęga
Co wciąż tak rośnie że aż tu dosięga.
Widzimy dobrze roboty czartowskie,
Widzimy wszystkie kuźnie judaszowskie,
Widzimy zdrajców w maskach bohaterów
Co synów Polski mienią w kondotierów,
Jmienia polski ohydę ostatnią,
Widzimy braci kupczących krwią bratnią,
Widzimy nigdy nieznane zgnilizny
Odstępców wiary, Boga i Ojczyzny.
Widna nam, Bracie, cała ta szkarada,
Czartów to dzieło, piekielna biesiada.
Bóg jeden świadkiem bolu duszy naszej,
Ale to wszystko, Bracie, nas nie straszy.
J drogę naszą widzim tém niemylniej,
J obejmujem sztandar nasz tém silniej,
Ufając Panu że ostatni z braci
Trzymać go będzie póki tchu niestraci:
Bo tylko pod tym przenajświętszym znakiem
Polska jest Polską i Polak Polakiem. —

Jeśli zła wola nieda go rozwinąć
I pod nim ruszyć — to nam pod nim ginąć
Tu gdzie dziś stoi — a nie zginiem marnie —
Zginiem za Prawdę, więc zginiem ofiarnie,
Patrzący w niebo z ufnością, pogodnie,
Zginiem po polsku — pod Krzyżem — i płodnie —
Bo kiedyś naród cały w bożą chwilę
Podniesie serca ku naszej mogile
Ujrzy znak święty i duszę wytęży,
W zniesie go w górę — stanie — i zwycięży —
J na świat cały z rodzinnego progu
Na wieki wieków zagrzmi: „Sława Bogu!” —