Wtem z łoskotem runął nagle portal drzwi wysoki,
Z izby wionął tuman dymu, prosto pod obłoki,
A gdy piorun nam oświetlił w głębi domu ściany
Przed oczyma memi stanął widok niespodziany:
Na pościeli tam leżeli obok on i ona
W upojeniu, gdy miłości wkradł się żar w ich łona,
Nagie kształty przykrywała, w blasku barw, opona.
Jako róży, co rozkwita, wonny pączek świeży,
Mój Etiniach przy dziewczynie cichy, martwy leży,
Gdy śmierć niema wkoło nicość i zagładę szerzy.
Leżał tam, my próżno stali i we wrota bili.
Miasto już się zapadało, lwy i wilcy wyli, —
Oni, zda się, jak te dzieci, jak aniołki śnili.
Usta obu ich złączyły pocałunków krocie.
Głowy toną w rozrzuconym dziewki włosów splocie,
Uśmiech igra, jak motylek, gdy miód zbiera w locie.