Ta strona została uwierzytelniona.
Każdy rączką żegna zdala
I w mgłę naraz się rozpływa;
Nikną wszystkie główki małe,
Złotowłose, kędzierzawe,
Ulatując coraz ciszej.
Pozostała jedna Zyta,
Odrętwiała, zamyślona.
Wtem z pokojów brzmi głos pana:
— „Już południe, daj do stołu!“
Nie wiem, co się dalej działo.
Lecz ten mały cherubinek,
Co to wszystko opowiadał,
Szepnął także mi do ucha,
Że ten obiad prefektowi
I przezacnym jego gościom
Przypadł wielce znać do smaku.
Śmiech wciąż tłumiąc mówił o tem.
Wreszcie dmuchnął w piąstkę drobną,
Skrzydełkami zatrzepotał
I na drodze snów mych zniknął.
Wierszem prostym, nieuczonym
Dośpiewałem moją powieść.
Mniejsza, czy się wam spodoba,
Śmiem zapytać, święta Zyto,
Czy wybaczysz, żem cię zdradził?
Jarosław Vrchlicky.