Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

Między nimi białopióry,
Niezliczony chór aniołów
Przy harf dźwięku pieśni śpiewa.
Jedni grają z nich na fletniach,
Ci w cymbały uderzają.
Uśmiech szczęścia wnet zagościł
Na wybladłej, schorowanej,
Zwiędłej twarzy Franciszkowej.
A więc on to w takiej chwale,
Prosty mnich ów — bosonogi!
Każdy z tłumu tych niebianów,
Gdy przechodzi koło niego.
Staje. Szepty słychać w koło:
— „Patrz-no, on to, wszak to święty
„Nasz Franciszek — sługa Boży!“
I spostrzega, jak papieże
Przed nim tiary swe zdejmują,
Zapomniawszy, co im winien.
Wciąż przygląda się tym pocztom,
Lub zapuszcza wzrok ciekawie
W obłok, który z kadzielnicy
Wzlata w górę słupem białym.
To dziwiło go najbardziej,
Że, czem więcej się wpatruje,
Zamiast dymu, zamiast pary,
Niemowlęce główki widzi,
Złote, płowe, kędzierzawe
Główki małych cherubinków,