„Ja, Franciszek, sługa Boży,
„Gdy mną ludzie pogardzili,
„Te poczciwe, wdzięczne ptaki
„Tak-em, Panie, umiłował,
„Że już bez nich żyć mi trudno.
„Nie śmiem żądać, o mój Stwórco,
„Byś na prośbę Twego sługi
„Zechciał zmienić raj na ziemię.
„Lecz o jedno proszę, Ojcze:
„Przez te posty, com wycierpiał,
„Przez te nędze, com przenosił,
„Przez choroby i niemoce,
„Przez te rany na mych rękach,
„Przez te rany w mojej duszy, —
„Dozwól Wielki, Święty Boże,
„Bym bociana miał choć w niebie,
„Abym mógł z nim tak obcować,
„Jak z rodzonym bratem drogim,
„Jako z wiernym towarzyszem“.
Ze zdziwieniem, w osłupieniu,
Stoją wokół tłumy świętych.
Wszyscy milczą, lecz w ich twarzach
Mógł Franciszek łacno czytać,
Co tam o nim myślą sobie:
Święty Piotr nachmurzył czoło,
A Jan Chrzciciel kręcił głową,
Jan Chryzostom słuchał bacznie,
Co mu Grzegorz w ucho szeptał.
Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.