Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Na swe czoło ukazując,
Kończył mowę temi słowy:
— „Jam to twierdził już oddawna,
„Był dziwakiem, jest i będzie“.

Wszyscy święci się rozeszli,
A Franciszek z bólem w sercu
Szedł od tronu Pana Boga,
Myśląc, że nań Bóg się gniewa.
Wtem za kołnierz ktoś go chwyta...
Co takiego? może-ż wierzyć
Zadziwionym swoim oczom?
Przed nim bocian stoi biały,
Z tym czerwonym dziobem długim
I z czarnemi swemi skrzydły,
Co się błyszczą. Zaklekotał
I wślad za nim zwolna kroczy.
Uradował się Franciszek,
Zobaczywszy przyjaciela,
Objął go ze łzami w oczach,
Ku zdziwieniu niebian wszystkich.
Siadł na swojej ławie złotej,
Bocian głowę sparł na piersi,
Czule gładził ją Franciszek,
Rad ze swego przyjaciela.

Jaką dolę miał nasz Święty,
Taką dolę miał i bocian: