W oku jej tlała wszystkich żądz osnowa,
Boć wzorem piękna stworzył ją Jehowa.
Gdy te wspomnienia przed oczy me stawię,
Kolczastym cierniem serce sobie krwawię.
Raz karawana w blaskach zórz wieczora,
Poczet wielbłądów, mułów w złocie mnogi,
Do mego zbacza z gór nędznego dwora,
Szukając pewnej do Damaszku drogi.
Co to? Judyta?! Nie, ja nie śnię przecie,
Z wodzem drużyny onej tuż przy boku
Siedzi w kulbace na wielbłądzim grzbiecie.
Dziecinna radość jaśnieje w jej oku...
Strojni w turbany, zawoje, orężni,
Mieniąc się w blaskach złotem tkanej szaty,
O śniadych twarzach, jacyś dumni, mężni,
Stają przybysze u wrót mojej chaty:
— „Obcy derwiszu! po raz pierwszy głowę
„Przed nędznym giaurem moją upokarzam
„I biorę córkę za mych żądz królowę;
„Wzamian skarbami za nią cię obdarzam.
„Allah skierował dziś mnie w te bezdroża,
„Bym oną dziewkę, godną mego łoża,
„Uśpioną znalazł opodal mej drogi
„I wśród huryski wiódł w pałacu progi.
„Kiedym ją ujrzał pod cieniem palm śpiącą,
„Uczułem miłość wielką dlań, gorącą
Strona:PL Ballady, Legendy itp.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.