Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzałem przed kilku laty na powolną śmierć znajomego lekarza, chorego na chroniczne cierpienie nerek. Miał przed sobą — i wiedział o tem — kilka lat, w razie zachowania najściślejszego trybu życia. Miesiącami przestrzegał drobiazgowo djety i innych przepisów, codziennie sam oznaczając procent białka: ta probówka lekarska czyż to nie był jego „jaszczur“? To znów rzucał w kąt probówkę, lekarstwa i pił na umór, spraszał gości, szukał gwaru, światła, sam jeden obcy tej sztucznej wesołości, wodząc szklanym wzrokiem po obecnych...
Ale Balzac nie poprzestał na nagim fakcie śmierci, fakcie zbyt powszechnym, nieuniknionym, aby mógł być sam przez się dramatem. Wyczuł on doskonale, jakich elementów trzeba aby wydobyć pełny tragizm śmierci.
Wyobraźmy sobie chorego nieuleczalnie artystę, myśliciela, który wie, że każda napisana stronica, każdy namalowany obraz jest gwoździem do jego trumny, i który miota się między instynktem życia a potrzebą, przymusem tworzenia. Wyobraźmy sobie człowieka kochającego namiętnie kobietę, a świadomego iż każdy jej pocałunek jest kupiony ceną paru tygodni życia! Ten jaszczur, w którego fatydycznym konturze skupia się stosunek między nasileniem życia a trwaniem jego płomienia, staje się wówczas głębokim i przejmującym symbolem.
Są pewne książki Balzaka, które czyta się niejako „na potem“. Póki się je czyta, mnóstwo szczegółów razi, śmieszy dziś nawet; ale skoro od nich