Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

mowy. W zmarszczkach jego czaiły się ślady dawnych tortur; z pewnością człowiek ten niósł molochowi gry swoją nędzną płacę tuż po jej otrzymaniu. Podobny szkapie na którą bat już nie działa, nie wzruszał się niczem; głuche jęki zrujnowanych graczy, ich nieme błagania, ich tępe spojrzenia znajdowały go stale obojętnym. Była to wcielona Gra. Gdyby młody człowiek przyjrzał się temu smutnemu cerberowi, może byłby sobie powiedział: „W tem sercu jest już tylko talja kart”! Nieznajomy nie usłuchał tej żywej przestrogi, pomieszczonej tu bezwątpienia przez Opatrzność, tak jak pomieściła ona wstręt u progu wszystkich miejsc rozpusty. Wszedł pewnym krokiem do sali, gdzie dźwięk złota działał upajająco na rozgrzane pożądliwością zmysły. Młodzieńca tego pchało tam zapewne najlogiczniejsze ze wszystkich wymownych zdań Jana Jakóba Rousseau, którego smutna myśl jest, jak sądzę, ta: Tak, rozumiem, że człowiek idzie grać, ale wtedy, gdy, między sobą a śmiercią, widzi jedynie ostatniego talara.
Wieczorem, domy gry mają poezję jedynie pospolitą, ale o działaniu tak pewnem jak działanie krwawego dramatu. Sale pełne są widzów i graczy, ubogich starców, którzy przywlekli się aby się tu ogrzać, podnieconych twarzy, orgji które zaczynają się w winie a łacno mogą się skończyć w Sekwanie. Jeżeli plon namiętności jest obfity, nadmierna liczba aktorów nie pozwala ci przyjrzyć się twarzą w twarz demonowi gry. Taki wieczór jest istnym ansamblowym utworem, gdzie cała trupa krzyczy, gdzie każdy instrument w or-